o kurcze :mlotek: ... a mialem w planie dziœ przegladaÌ www w poszukiwaniu ... wiadomo kogo ... tym razem siê spóŸnilem
no ale nie pomysleliÂście i wstawiam ten wywiad na forum bo na www nie bĂŞdzie on przecieÂż wiecznie
... sorki ... tylko chce go jeszcze keidyÂś przeczytaĂŚ ... dziĂŞkuje za wyszukanie go :spoko: :jupi:
p.s chyba Âże to pani moderator siĂŞ nie spodoba ale za zaÂśmiecanie forum ale mysle ze nie powinno
Rozmowa z JustynÂą Pochanke - Dziennikarzem Roku 2005
Kotwica
Michelle Pfeiffer w filmie "Namiêtnoœci" gra ambitn¹ repor-terkê telewizyjn¹. Ale dopiero bunt w wiêzieniu, w którym ona akurat jest z kamer¹ i nadaje relacjê na ¿ywo - powoduje, ¿e zostaje zauwa¿ona i w koùcu prowadzi g³ówne wydanie wiadomoœci w najwiêkszej telewizji.
Chwila czyni gwiazdĂŞ?
Gdyby nie 11 wrzeœnia 2001 roku, gdy musia³a Pani na ¿ywo relacjonowaÌ ze studia wydarzenia w Nowym Jorku, mo¿e wci¹¿ prowadzi³aby Pani magazyn w TVN 24 i nic by siê nie zmieni³o?
Prawie na sto procent by tak by³o. I nie pomog³oby przeliczanie, ile lat przepracowa³am wczeœniej i wymienianie, ile ju¿ zrobi³am. Mam œwiadomoœÌ, ¿e wielkie wydarzenia wynosz¹ ludzi na wysokoœÌ, na któr¹ nigdy by siê nie wdrapali - nie dlatego, ¿e nie mieli si³ czy talentu. Po prostu: wielkie wydarzenia skupiaj¹ na sobie oczy milionów ludzi. 11 wrzeœnia by³am na wizji non stop przez ca³y dzieù. W dodatku po raz pierwszy na du¿ej antenie, bo nagle z TVN 24 prze³¹czono nas na TVN. Wtedy wszyscy z telewizji chcieli siê dowiedzieÌ, jak wygl¹da ta wojna. Mogê okrutnie powiedzieÌ: królowa³am wszêdzie - w domach, sklepach, biurach.
Choroba i ÂśmierĂŚ papieÂża w kwietniu ubiegÂłego roku - bo te dni rĂłwnieÂż spĂŞdziÂła Pani w studiu - znowu PaniÂą wyniosÂły. Kolejny egzamin dziennikarski?
Po pierwsze, to sÂą wydarzenia, do ktĂłrych dziennikarz nie jest w stanie siĂŞ przygotowaĂŚ. Po drugie, one ÂłamiÂą pewne dziennikarskie zasady. Gdybym ludziom marzÂącym o uprawianiu zawodu dziennikarza miaÂła pokazaĂŚ, na czym on polega, musiaÂłabym im opowiedzieĂŚ o takich dniach, jak 11 wrzeÂśnia, kiedy to przekracza siĂŞ zawodowe reguÂły. Bo na wizji siĂŞ nie szlocha. Czasami tonem, tekstem czy odrobinÂą mimiki moÂżna pokazaĂŚ swĂłj stosunek do tematu, ale szaleĂąstwa emocji na wizji nie powinno byĂŚ. Ma byĂŚ podawanie na tacy informacji widzom. Natomiast dziennikarstwo uprawiane przeze mnie 11 wrzeÂśnia byÂło w tym samym stopniu informacyjne co emocjonalne.
Podobnie w dniach choroby i Âśmierci papieÂża.
Ale to byÂły inne emocje, nie wzdychaÂłam, nie pÂłynĂŞÂły mi po policzkach Âłzy. No i byÂłam bardziej doÂświadczona niÂż cztery lata wczeÂśniej, kiedy to miaÂłam raptem dwa tygodnie doÂświadczenia na wizji.
Pewna miêkkoœÌ, emocje w g³osie, prze¿ywanie wraz z relacjonuj¹cymi reporterami - zachowanie tak inne od wizerunku ostrej, konkretnej prowadz¹cej - czasem razi³y.
Ja nie gram na wizji. ChoĂŚ w rzeczywistoÂści nie jestem takÂą osobÂą, jakÂą mnie widzÂą w telewizji. PotrafiĂŞ siĂŞ zaÂśmiaĂŚ i byĂŚ zÂłoÂśliwa, zdenerwowana albo bardzo spokojna, potrafiĂŞ mĂłwiĂŚ cicho i gÂłoÂśno. Mam cechy, ktĂłrych nie ma potrzeby pokazywaĂŚ widzom. ChoĂŚ czasem potrafiĂŞ byĂŚ inna, jak na przykÂład w programie "Mamy CiĂŞ!".
Oj, tam z kolei nie ukryÂła Pani swego zdenerwowania. ZastanawiaÂłam siĂŞ: z powodu fatalnego tÂłumacza czy dlatego, Âże musiaÂła Pani zrobiĂŚ mistyfikowany wywiad z jakimÂś szejkiem, na ktĂłrym zaleÂżaÂło szefom?
By³am zdenerwowana tym, jaka odpowiedzialnoœÌ na mnie ci¹¿y. Wkrêcono mnie w ten wywiad, mówi¹c, ¿e od tego zale¿y kontrakt ITI z Legi¹ Warszawa.
To byÂł wywiad w interesie szefĂłw firmy, na ich zamĂłwienie. CzekaÂłam, aÂż przerwie Pani tĂŞ rozmowĂŞ.
By³am maksymalnie wkurzona. W pierwszym odruchu nie zgodzi³am siê. Gdy zadzwoni³ do mnie Mariusz Walter i powiedzia³, ¿e trzeba siê zaopiekowaÌ wa¿nym goœciem i zrobiÌ z nim wywiad, powiedzia³am, ¿e nie jestem hostess¹ i nie robiê takich rzeczy. Gdy wyjaœnia³am, ¿e po takim wywiadzie nie mog³abym usi¹œÌ do rozmowy z powa¿nym politykiem, us³ysza³am, ¿e wywiad nigdzie nie bêdzie emitowany. To mia³ byÌ tylko prezent dla tego szejka, który on zabierze do swojego kraju. Gad¿et.
Nie pomyÂślaÂła Pani, Âże kiedyÂś poproszÂą, by zrobiĂŚ coÂś takiego naprawdĂŞ?
MoÂże, ale do tej pory siĂŞ nie zdarzyÂło.
NiedÂługo po 11 wrzeÂśnia stwierdziÂła Pani, Âże wÂłaÂściwie mogÂłaby na przykÂład urodziĂŚ drugie dziecko, bo w zawodzie zrobiÂła juÂż wszystko.
Nie powiedzia³am tego w znaczeniu, ¿e jestem ju¿ œwietna. Tylko ¿e mam ju¿ pewnoœÌ siebie, która pozwala mi usi¹œÌ do rozmowy na przyk³ad o katastrofie "Kurska" - jestem w stanie na tyle siê przygotowaÌ, by s³u¿yÌ za przewodnika, który pytaniami pozwala przekazaÌ widzom wiedzê. To jest pewnoœÌ siebie dopinguj¹ca, lecz niepêtaj¹ca nóg.
Po Âśmierci papieÂża natomiast naszÂła mnie myÂśl, Âże najwaÂżniejsze rzeczy w tym zawodzie juÂż zrobiÂłam. ÂŻe zadania, ktĂłre zesÂłaÂł mi los, wykonaÂłam.
To tak, jakby pisarz obwieœci³, ¿e tê najlepsz¹ ksi¹¿kê ju¿ napisa³.
To coÂś innego. Chodzi mi o to, Âże zasmakowaÂłam w zawodzie dziennikarza dobrych i waÂżnych rzeczy. Mam kompletny tort, wszystkie skÂładniki. KiedyÂś BoÂżena Walter powiedziaÂła mi: "DoszÂłam do takiego momentu, Âże mogĂŞ to robiĂŚ caÂłe Âżycie i mogĂŞ tego nie robiĂŚ. Wtedy odeszÂłam".
Bo¿ena Walter by³a prezenterk¹. Czy w dziennikarstwie mo¿na mieÌ tak¹ pewnoœÌ?
Nie, ale jest coÂś takiego jak bilans Âżyciowy. Przez wiele lat miaÂłam spore wyrzuty sumienia wobec wÂłasnego domu, ktĂłry byÂł porozbijany, niekompletny, w ktĂłrym czekaÂło moje dziecko. PoÂświĂŞcaÂłam mu caÂły wolny czas - lecz zostawaÂło go tak niewiele, Âże cĂłrka ma uraz do telewizji jako miejsca pracy. Z drugiej strony, ona wie, Âże lubiĂŞ swojÂą pracĂŞ.
I gdy wraca Pani do domu, w³¹cza CNN.
Dziennikarstwo to profesja, której nie da siê wykonywaÌ na pó³ etatu. Mia³am szczêœcie w ¿yciu, ¿e trafi³am na swój zawód. Mogê wstawaÌ o czwartej, pi¹tej rano i pracowaÌ kilkanaœcie godzin tylko dlatego, ¿e to lubiê. Lecz przychodzi moment, gdy cz³owiek myœli: "Kiedy uporz¹dkujê moje sprawy ¿yciowe? Kiedy siê nimi nacieszê? Kiedy pomogê mojemu dziecku odrabiaÌ lekcje?". Jest strach, ¿e przegapiê coœ wa¿niejszego ni¿ praca. Ta myœl i w³aœnie bilans ¿yciowy daj¹ wewnêtrzny komfort, ¿e gdybym nagle mia³a odejœÌ z dziennikarstwa - dla domu - mam poczucie, ¿e pozna³am ten zawód od najtrudniejszej strony.
Jednak nie byÂła Pani reporterem ani w Radiu Zet, ani w TVN 24. Nie czuÂła nerwĂłw i podniecenia, gdy trafia siĂŞ na newsa, walczy o fajnÂą setkĂŞ, montuje materiaÂł.
To prawda. Jedynie kilka razy w ¿yciu zasmakowa³am prawdziwej reporterki. Miêdzy innymi dlatego pojecha³am 11 wrzeœnia, rok póŸniej, do Nowego Jorku, by nie opowiadaÌ o tym zza sto³u prezenterskiego. Wtedy przekona³am siê o kolosalnej ró¿nicy miêdzy prac¹ za sto³em prezentera a prac¹ reportera w terenie. Jednak przez prawie ca³e zawodowe ¿ycie by³am ³¹cznikiem, który zbiera³ relacje innych i je przekazywa³. Amerykanie maj¹ na to dobre okreœlenie: "cz³owiek kotwica" (ang. anchorman). Tak siê u³o¿y³o. Tak¹ rolê - rolê g³osu - przydzieli³ mi w Radiu Zet Andrzej Woyciechowski. Nie cofnê ju¿ czasu, nie obsadzê siê w roli reportera. Dziœ by³oby to sztuczne.
W Pani programach dominujÂą rozmowy z politykami. Czy to jest najwaÂżniejsze dla PolakĂłw?
Pracuje u nas w redakcji i jest moim prze³o¿onym w "Magazynie 24 godziny" Maciej Wierzyùski - by³y wydawca nowojorskiego "Nowego Dziennika", wieloletni dziennikarz opozycyjny, radiowy i prasowy. Wróci³ do Polski po blisko dwudziestu latach spêdzonych w Stanach. Co jakiœ czas pyta nas, dlaczego wci¹¿ zapraszamy tych samych goœci. Czemu ta ³awka jest taka krótka i ograniczona do polityki. Zrozumia³ dopiero, gdy porozmawia³ ze swoimi znajomymi i zobaczy³, ¿e ich ta polityka bardzo krêci. Pod tym wzglêdem jesteœmy inni od Amerykanów.
Zbiera Pani jeszcze wycinki z gazet lokalnych na temat wizytujÂących tam politykĂłw?
Zbiera³am bardzo d³ugo, nie tylko na temat polityków. Wziê³o siê to st¹d, ¿e w 2002 roku, przed wyborami samorz¹dowymi, robiliœmy w TVN 24 z Andrzejem Morozowskim tour po kraju. JeŸdziliœmy od miasta do miasta i robiliœmy rozmowy dwóch g³ównych kandydatów na prezydentów. To by³y ciekawe, lokalne pojedynki. I lokalne tematy. To uœwiadamia cz³owiekowi, ¿e jest tylko kilka naprawdê wa¿nych tematów, o których mo¿na mówiÌ z perspektywy ulicy Wiejskiej czy Pa³acu Prezydenckiego. Dlatego jednym z najwa¿niejszych punktów w TVN 24, gdy zaczynamy rano dzieù, jest przegl¹d prasy lokalnej. Jako Ÿród³o informacji dla reporterów TVN 24 i dla mnie przed kolegium "Faktów".
Kto gratulowaÂł Pani tytuÂłu Dziennikarza Roku?
Wszyscy. Politycy teÂż, ale zdecydowanie wiĂŞcej gratulowaÂło mi dziennikarzy. Gdy wyszÂłam z gali Grand Press, miaÂłam 78 wiadomoÂści w telefonie komĂłrkowym. Pierwsze spostrzeÂżenie: odezwali siĂŞ do mnie wszyscy ludzie z dawnej ekipy i obecnie pracujÂący w Radiu Zet, z caÂłego kraju.
Radio Zet to poczÂątek Pani kariery i waÂżny okres pracy z Andrzejem Woyciechowskim. PodpatrywaÂła Pani, jak pracuje?
Mia³am okazjê podpatrywaÌ go wczeœniej. Gdy na pocz¹tku lat 90. pracowa³am w telewizji Top Canal, która potem nie dosta³a koncesji, transmitowaliœmy porannego i popo³udniowego "Goœcia Radia Zet". Wtedy os³ucha³am siê ze sposobem, w który Andrzej Woyciechowski prowadzi³ rozmowy. Ogromna klasa, ogromny spokój, prawie ¿adnych emocji w g³osie. Potrafi³ zadawaÌ ciosy w bia³ych rêkawiczkach, a po rozmowie nikt nie mia³ wra¿enia niepotrzebnych nerwów, pyskówki, nachalnoœci. Nie ponosi³o go, ale dostawa³, co chcia³. Poza cechami charakteru decydowa³o o tym ogromne doœwiadczenie ¿yciowe. Wtedy pomyœla³am, ¿e do takich rozmów usi¹dê dopiero za 20-25 lat. Usiad³am znacznie wczeœniej, lecz mam œwiadomoœÌ, ¿e w taki sposób prowadziÌ rozmowê mo¿na dopiero, gdy ma siê plecak wypakowany w³asnymi doœwiadczeniami ¿yciowymi.
Od Woyciechowskiego mo¿na siê by³o nauczyÌ œwietnej szko³y dziennikarstwa radiowego, przekazywanej w pigu³ce. Dziœ patrzê na m³odych dziennikarzy i widzê - jak kiedyœ widzia³ to u nas Woyciechowski - kiedy ktoœ pisze strasznym, koturnowym jêzykiem, dostrzegam tê nowomowê: barok po³¹czony z obco brzmi¹cymi wyrazami. Woyciechowski powtarza³: "Proszê mówiÌ prostym jêzykiem. Proszê nie czytaÌ PAP-u". Za jego czasów w Radiu Zet by³a kara finansowa za przepisanie i przeczytanie na antenie wiêcej ni¿ trzech z rzêdu s³ów z depeszy PAP-owskiej. Ponadto Woyciechowski mia³ syntetyczny sposób przekazywania uwag. Potrafi³ powiedzieÌ: "Stary, masz g³os do dupy" - i cz³owiek mia³ prawo siê za³amaÌ - ale te¿ potrafi³ podpowiedzieÌ: "Mo¿e nie walcz z g³osem, tylko rób w radiu coœ innego. Albo zacznij pisaÌ".
I jeszcze jedna ¿elazna zasada dziennikarstwa newsowego z czasów Woyciechowskiego. Uczy³ nas: "Nie mo¿ecie powiedzieÌ s³uchaczom, ¿e 60 lat temu wybuch³a wojna - bo to jest old news. Mo¿ecie powiedzieÌ, ¿e dziœ jest szeœÌdziesi¹ta rocznica wybuchu wojny". Nie mo¿na zacz¹Ì informacji od backgroundu. Woyciechowski by³ moim mistrzem, a po nim Krzysiek Skowroùski.
Jednak nie by³o Pani na spotkaniu w 10-lecie œmierci Woyciechowskiego, zorganizowanym przez by³ych pracowników Radia Zet, ani te¿ na oficjalnej uroczystoœci, po³¹czonej z przyznaniem nagrody imienia Woyciechowskiego.
ProszĂŞ nie doszukiwaĂŚ siĂŞ Âżadnej teorii. Poza pracÂą jestem w zasadzie odciĂŞta od Âświata. W grudniu obchodziliÂśmy w firmie trzytysiĂŞczne wydanie "FaktĂłw", byÂła impreza. Nie poszÂłam. Gdy byÂłam juÂż ubrana, dziecku polaÂły siĂŞ Âłzy i powiedziaÂło: "Nawet w sobotĂŞ bĂŞdĂŞ zasypiaÂła sama". ZostaÂłam w domu.
Nie powiedziaÂła Pani tego ludziom z "FaktĂłw". NiektĂłrzy odebrali to jako swoistÂą demonstracjĂŞ - nie jest tajemnicÂą, Âże nie ma Pani z nimi wszystkimi dobrych kontaktĂłw.
Tak to odebrali?
Pani m¹¿ przyszed³.
Bo m¹¿ jest ich szefem, musia³ byÌ. Ja zasadniczo nie chodzê na imprezy - wiedz¹ o tym wszyscy, którzy mnie znaj¹. Mnóstwo osób z mojej firmy, z TVN 24, opowiada³o mi, jak siê cieszyli, gdy robili relacjê z Grand Press - z tego, ¿e wygra³am. Oni rozumiej¹, ¿e gdy nie ma mnie na oficjalnym firmowym balu, nie jest to ¿adna demonstracja.
SÂą momenty, ktĂłrych w Âżyciu nie omijam. Gdy miesiÂąc wczeÂśniej u Tomka Sianeckiego byÂło spotkanie w rocznicĂŞ Âśmierci Marcina PawÂłowskiego - przyszÂłam.
Mówi Pani: "z mojej firmy" - wci¹¿ czuje siê Pani bardziej zwi¹zana z TVN 24 ni¿ z "Faktami"?
To naturalne - TVN 24 robiÂłam wspĂłlnie z grupÂą ludzi, gdy ta telewizja istniaÂła jeszcze w laptopie. To tak jak "Fakty" zawsze bĂŞdÂą bardziej Tomka Lisa niÂż moje, bo to on je stworzyÂł.
Gdy zosta³a Pani Dziennikarzem Roku, rozes³a³a e-maila, w którym podziêkowa³a "zespo³owi >>Faktów<<" i ludziom z TVN 24 - tych wymieniaj¹c z imienia i nazwiska. Tymczasem to "Fakty" da³y Pani popularnoœÌ.
Tylko ¿e ja jej nie chcia³am za wszelk¹ cenê. Dosta³am zadanie: weŸ "Fakty" i rób tak, by nie spad³a ogl¹dalnoœÌ. Robimy konkretn¹ robotê. Nie raz zaciska³am zêby na kolegium, myœl¹c w duchu: "Ludzie, o co chodzi? Ratujemy razem ten sam program! Mo¿ecie siê na mnie obra¿aÌ, ale to s¹ wasze >>Fakty<<!". Szanowa³am ich ¿ale i uczucia, ale czasem czu³am, ¿e dostajê poni¿ej pasa.
Wci¹¿ czuje Pani podzia³ miêdzy sob¹ a starym zespo³em "Faktów"?
Na pewno jest podziaÂł na dziennikarzy bardziej doÂświadczonych i mniej. Stara ekipa "FaktĂłw" to ci bardziej doÂświadczeni.
PrĂłbujÂą Pani udowodniĂŚ, Âże lepiej siĂŞ znajÂą na telewizji i lepiej jÂą czujÂą?
Teraz juÂż chyba nie. ChoĂŚ przeĂŚwiczyli mnie.
Komentarze na Pani propozycje podczas kolegium: "ÂŚwietny temat, tylko jak pokazaĂŚ to zdjĂŞciami?" - to nie jest sprawdzanie?
Jest. TakÂże reagowanie na moje propozycje na kolegium albo zÂłoÂśliwym komentarzem, albo wzruszeniem ramionami. Nigdy nie mĂłwiÂłam, Âże krzesÂło prowadzÂącego "Fakty" to wygodny szezlÂąg. Ten program stworzyÂł Lis, wiĂŞc ekipa ludzi, do ktĂłrych przyszÂłam, to byli faceci Lisa - ze zbiorem wÂłasnych talentĂłw, cech, z silnymi osobowoÂściami. Z drugiej strony: to od nich dostaÂłam propozycjĂŞ prowadzenia "FaktĂłw" i od nich jÂą przyjĂŞÂłam.
NaraÂżajÂąc siĂŞ na porĂłwnania typu: "Lis powiedziaÂł, k... maĂŚ, masz zrobiĂŚ ten materiaÂł i juÂż, a Pochanke moÂżna przekonaĂŚ, Âże nie ma tematu na zdjĂŞcia".
Dopóki jesteœmy w stanie usi¹œÌ razem i zrobiÌ dobry program, warto, byœmy razem pracowali. Usiad³am na tym fotelu nie dlatego, ¿e by³o to marzenie mojego ¿ycia, ale dlatego, ¿e kilku œwietnych dziennikarzy przyjecha³o do mnie z bukietem s³oneczników i powiedzia³o: "Pracuj z nami". Dlatego podjê³am decyzjê o prowadzeniu "Faktów" rok póŸniej, ni¿ kierownictwo z³o¿y³o mi tê propozycjê.
OdmawiaÂła Pani szefom kilkakrotnie. JuÂż po 11 wrzeÂśnia 2001 roku przebÂąkiwano, Âże powinna Pani prowadziĂŚ "Fakty", ale tam byÂł Tomasz Lis. Nie jest tajemnicÂą, Âże nie przepadaliÂście za sobÂą.
MaÂło siĂŞ znamy. I nie byÂło Âżadnej niechĂŞci miĂŞdzy nami.
To sk¹d siê bra³a niechêÌ ludzi Lisa, ¿al i z³oœÌ, które Pani przecie¿ odczuwa³a?
Bo to byÂła wyjÂątkowa sytuacja, ktĂłrÂą uszanowaÂłam. Moment dramatycznego rozwodu w tym zespole. Wtedy czuÂłam siĂŞ tam niechciana.
Lecz duÂżo wczeÂśniej, gdy Lisa ÂściÂągniĂŞto z prowadzenia "FaktĂłw" w piÂątki, wielu myÂślaÂło, Âże poprowadzi je Pani. Tymczasem pozostaÂła Pani przy "Faktach" wieczornych.
MyÂślĂŞ, Âże ktoÂś na gĂłrze pomyÂślaÂł, Âże nie zÂłoÂży mi tej propozycji, by mnie nie spaliĂŚ.
W TVN 24 byÂła Pani postrzegana jako ta faworyzowana przez Mariusza Waltera. To przeszkadzaÂło?
Ani sympatia Mariusza Waltera nie u³atwi³a mi pracy w tej stacji, ani wyjœcie za m¹¿ za Adama Pieczyùskiego. Wiedzia³am, ¿e kto mnie nie lubi, ten a¿ zapiszczy z zachwytu, i¿ wychodzê za m¹¿ za szefa. Nie mogê siê jednak daÌ zwariowaÌ. Adam Pieczyùski nigdy nie siad³ za mnie na fotelu prezentera, nigdy nie siedzia³ w re¿yserce, gdy prowadzi³am program, a pozna³ mnie w dziewi¹tym roku mojej pracy zawodowej. Wiêc pomyœla³am: "Albo siê obroniê tym, co robiê i co umiem, albo zawiœÌ spowoduje, ¿e nie bêdzie mi siê chcia³o tego robiÌ".
Bardziej ni¿ miliony widzów ceniê sobie poczucie, ¿e robiê coœ zespo³owo z fajnymi ludŸmi i ¿e to jest naprawdê zespó³. St¹d tak kurczowo trzyma³am siê TVN 24. Tam mia³am swoje bezpieczne, w sensie emocjonalnym, miejsce. Nie p³aka³am, gdy wraca³am do domu, nie zastanawia³am siê, kto mnie lubi, a kto nienawidzi.
Po "Faktach" Pani pÂłakaÂła?
Nie, bo rzadko pÂłaczĂŞ. Lecz wiele razy, gdy wracaÂłam, powtarzaÂłam sobie: "Do koĂąca miesiÂąca, dÂłuÂżej juÂż nie".
Jak Adam PieczyĂąski postrzega Pani sytuacjĂŞ w redakcji "FaktĂłw"?
Mój m¹¿ uwa¿a, ¿e jestem twardsza. Poza tym: jest wiele dziennikarskich ma³¿eùstw, z prostego powodu - gdy ludzie spêdzaj¹ w pracy po dwanaœcie, czternaœcie godzin, nie maj¹ ani czasu, ani gdzie szukaÌ tej drugiej po³ówki.
To zrozumia³e. Lecz kwestia podw³adnoœci mo¿e sprowokowaÌ sytuacjê, ¿e m¹¿ bêdzie musia³ wybraÌ miêdzy ¿on¹ a podw³adn¹. Sercem bêdzie z ¿on¹, a poczucie pos³uszeùstwa ka¿e mu s³uchaÌ szefów.
MoÂże, ale to sytuacja czysto teoretyczna. JeÂżeli czegoÂś nie bĂŞdĂŞ chciaÂła wykonaĂŚ, nie wykonam. MyÂślĂŞ, Âże oboje zdajemy sobie sprawĂŞ z tego, iÂż nie ma takiej moÂżliwoÂści, Âże Adam PieczyĂąski - szef narzuci coÂś Justynie Pochanke - podwÂładnej, czego ona, jako niezaleÂżny dziennikarz, nie chciaÂłaby zrobiĂŚ.
Gdy Tomasz Lis odszed³ z TVN-u, obawia³a siê Pani, ¿e œrodowisko odbierze Pani¹ jako tê, która wykorzysta³a sytuacjê, by zaj¹Ì jeszcze ciep³e krzes³o i nie posz³a od razu do "Faktów"?
To prawda. Na pogrzebie siĂŞ nie taĂączy, ÂżaÂłobĂŞ trzeba uszanowaĂŚ. Tego byĂŚ moÂże nie zawiera kodeks etyki dziennikarskiej, ale to wynika z wnĂŞtrza. Jacek ÂŻakowski swoje wejÂście do Radia Zet na miejsce Krzysztofa SkowroĂąskiego tÂłumaczyÂł mniej wiĂŞcej tak: "Taki jest rynek. DostaÂłem dobrÂą propozycjĂŞ i dobre pieniÂądze, wiĂŞc przyszedÂłem, bo potrzebowaÂłem pracy". MiaÂł prawo do takiej argumentacji. MoÂże to jest kwestia silniejszego pancerza? Z drugiej strony, gdybym byÂła samotnÂą matkÂą bez pracy i akurat dostaÂła propozycjĂŞ prowadzenia "FaktĂłw", spojrzaÂłabym na to inaczej. Jednak gdy Lis odchodziÂł, nie miaÂłam Âżyciowej potrzeby, ktĂłra by usprawiedliwiaÂła moje przejÂście do "FaktĂłw".
Gdy obserwowaÂła Pani moment odejÂścia Tomasza Lisa i dziennikarzy, jak to przeÂżywali, przypomniaÂł siĂŞ Pani Wasz exodus z Radia Zet?
Tak, to byÂła ich rewolucja. My mieliÂśmy swojÂą w 2000 roku. WiedziaÂłam, Âże kaÂżdy musi przeÂżyĂŚ to na swĂłj sposĂłb. ÂŻe nie naleÂży wchodziĂŚ z butami, z dobrymi radami, nie naleÂży siĂŞ wtrÂącaĂŚ. Tak jak nasze - moje, KrzyÂśka SkowroĂąskiego, Pauliny Stolarek czy Andrzeja Morozowskiego - byÂło wtedy Radio Zet, tak jak przeÂżywaliÂśmy ten dramat po swojemu, nie przyjmujÂąc argumentĂłw z zewnÂątrz, tak i ludzie w "Faktach" musieli ten moment przeÂżyĂŚ po swojemu.
Radzi³a im Pani w duszy odejœÌ czy nie?
ZostaĂŚ! ÂŚwiat jest okrutny, nie lubi pustki, wypeÂłnia jÂą bÂłyskawicznie, a dziennikarzy jest sporo. Lecz naprawdĂŞ dobrych, i to zebranych w jednym zespole - juÂż nie tak duÂżo. Szczerze mĂłwiÂąc, na tyle ÂświeÂżo miaÂłam w gÂłowie rewolucjĂŞ w Radiu Zet, Âże wierzyÂłam, iÂż to siĂŞ wszystko odwrĂłci - Âże obie strony siĂŞ rozmyÂślÂą i dojdÂą do wniosku: "Ludzie, co my tak naprawdĂŞ robimy? Rozwalamy superprojekt, ktĂłry idzie jak burza".
MoÂże to zabrzmi faÂłszywie, ale ÂżaÂłujĂŞ, Âże Tomasz Lis odszedÂł.
Co musia³oby siê staÌ, ¿eby zgodzi³a siê Pani przejœÌ do Telewizji Polskiej? Kilka razy próbowali Pani¹ wyci¹gn¹Ì.
MusiaÂłabym umieraĂŚ z gÂłodu. Nie umiem pracowaĂŚ w paĂąstwowej firmie.
Justyna Pochanke za 10 lat?
Gdy w rocznicĂŞ 11 wrzeÂśnia byÂłam w Nowym Jorku, nadawaÂłam relacjĂŞ z jednego z budynkĂłw sÂąsiadujÂących ze strefÂą zero. Na dwĂłch piĂŞtrach byÂły stanowiska poszczegĂłlnych redakcji, moje byÂło na tym samym piĂŞtrze co CNN. W caÂłym szeregu dziennikarzy byÂłam chyba najmÂłodsza. DwĂłjka prowadzÂących z CNN mogÂła byĂŚ spokojnie moimi rodzicami. PomyÂślaÂłam wtedy, Âże zupeÂłnie inaczej pewne historie brzmiÂą, gdy je opowiada ojciec, a inaczej, gdy je opowiada syn.
Mam nadziejĂŞ, Âże za dziesiĂŞĂŚ lat wyroÂśnie prawdziwe pokolenie anchormanĂłw. MarzĂŞ o tym, by w naszych redakcjach dziennikarze nie byli co piĂŞĂŚ lat wymiatani przez mÂłode Âładne twarze.
Czuje Pani na plecach oddech tych mÂłodych, piĂŞknych, znajÂących jĂŞzyki i szkolonych juÂż w profesjonalnej telewizji?
Widzê obok œwietn¹, œwie¿¹ dziewczynê, jak¹ jest na przyk³ad Brygida Grysiak, lecz zupe³nie nie czujê, ¿e ona czy inni jej podobni dysz¹ mi na karku. ChoÌ wielu m³odym, poza doœwiadczeniem, niczego ju¿ nie brakuje. Bêd¹ siê zamordowywaÌ w pracy, zw³aszcza w tym zawodzie. Roœnie kolejne pokolenie dziennikarzy nastawionych na to, ¿e trzeba daÌ z siebie wszystko.
RozmawiaÂła Renata Gluza
POCHANKE RADZI, JAK:
Nie rozstrzeliwaĂŚ widzĂłw gÂłosem
Gdy odbiera³am telefon jako kilkuletnia dziewczynka, s³ysza³am w s³uchawce: "Ch³opczyku, poproœ mamê". G³os zawsze mia³am niski i silny, mówiono, ¿e metaliczny. W Radiu Zet czyta³am poranne newsy, zwykle szybko, i kiedyœ marsza³ek Marek Borowski w czasie "Œniadania z Radiem Zet" podszed³ do mnie po serwisie i powiedzia³ z udawan¹ zadyszk¹: "Ledwo za pani¹ nad¹¿a³em". Próba przerobienia mojego g³osu na ³agodny, miêkki i ciep³y skoùczy³a siê katastrof¹. Mój antenowy partner, Micha³ Kowalewski, pêka³ ze œmiechu, kiedy wraca³am po lekcjach u fachowców i melorecytowa³am serwisy. Gdy by³am ju¿ w telewizji, od profesora Stanis³awa M³ynarczyka us³ysza³am, ¿e zmiana g³osu czy nawet tonu to zmiana osobowoœci. On nie chcia³ zmieniaÌ - prosi³ tylko, ¿ebym siê wreszcie nauczy³a stawiaÌ kropkê, czyli nie koùczy³a zdaù na wysokim tonie. W telewizji mówiê wolniej ni¿ w radiu, ale nadal mocno i stanowczo, lubiê nacisk na najwa¿niejsze s³owa. Pamiêtam jednak, ¿e ³atwo z fazy zdecydowanej przejœÌ do krzyku i wystraszyÌ widzów, dlatego zawsze w s³uchawce, któr¹ mam w uchu, s³yszê sam¹ siebie z dodatkowymi decybelami. To mi uœwiadamia, co mog¹ s³yszeÌ widzowie, którzy maj¹ g³oœno ustawiony telewizor.
SzyĂŚ na wizji bez podkÂładki i siĂŞ nie wyÂłoÂżyĂŚ
Trzeba czytaÌ, wiedzieÌ, s³uchaÌ, ogl¹daÌ, pytaÌ... jednym s³owem: siadaÌ przy prezenterskim stole z tzw. w³asnym maksymalnym zabezpieczeniem w postaci przytomnej g³owy i pewnej wiedzy. W sytuacjach nieprzewidzianych najbardziej liczy siê w³aœnie przytomnoœÌ. 11 wrzeœnia 2001 roku nie mia³am wiedzy o pilotowaniu boeinga ani o konstrukcji noœnej obu wie¿ World Trade Center, lecz konfliktem na Bliskim Wschodzie interesowa³am siê od dawna, wiêc np. reakcje œwiata arabskiego mnie nie zaskakiwa³y. Dostawa³am jednoczeœnie na biurko kolejne depesze agencyjne oraz do ucha informacje z re¿yserki. Ze strzêpków zdaù budowa³am pytania: je¿eli w samochodzie by³ porzucony Koran, czy to ju¿ wojna œwiatów islamskiego z naszym? Jeœli zaatakowano Pentagon - jaka organizacja islamska dysponuje tak¹ potêg¹, wiedz¹ i mo¿liwoœciami? Je¿eli wie¿a ma 110 piêter, a samolot wbi³ siê na wysokoœci 80., czy konstrukcja wytrzyma? Jaki jest system wind, ile osób mog³o zostaÌ uwiêzionych? Co pewien czas s³ysza³am w s³uchawce komendê: "Przypomnij najwa¿niejsze fakty, powtórz najwa¿niejsze pytania" - i pyta³am, ³apczywie s³uchaj¹c odpowiedzi, bo tego dnia ka¿da by³a na wagê z³ota. ¯eby szyÌ, trzeba mieÌ nie tylko bazê w g³owie, lecz tak¿e grono œwietnych wspó³pracowników - by móc pytaÌ, rozumieÌ odpowiedzi i szybko wyci¹gaÌ wnioski na wizji.
RadziÌ sobie, gdy goœÌ siê spóŸnia b¹dŸ odmawia wyst¹pienia z innym
Kiedy spóŸnia siê bardzo wa¿ny goœÌ, warto to komentowaÌ, mówi¹c: "Czekamy, wiemy, ¿e jedzie, za moment bêdzie i wtedy spytam go o...". Tak przytrzymuje siê widza, obiecuj¹c coœ ekstra. Najtrudniej jest, gdy w s³uchawce s³yszê od goœcia: "Z panem X nie wyst¹piê". Wtedy walczê i przekonujê. Kiedyœ uda³am, ¿e mi nie zale¿y, mówi¹c: "Bêdzie mi brakowa³o pana opinii i komentarza w tej sprawie, szkoda, ¿e jedyny bêdzie nale¿a³ do politycznej konkurencji; to paùska decyzja, panie poœle" - no i pose³ przyszed³. Lecz nie udawajmy, nie na ka¿dego to dzia³a. Kiedyœ tu¿ przed programem w charakteryzatorni spotkali siê Ludwik Dorn i Tomasz Na³êcz - gor¹cy moment kampanii prezydenckiej, tak zwana sprawa Anny Jaruckiej w toku, Cimoszewicz jeszcze w grze - no i Dorn z Na³êczem nie chce. Mówi - ¿e nie wiedzia³, ja - ¿e nikt mnie o to nie pyta³, on - ¿e chyba nie wyst¹pi, ja - ¿e trudno, ale bêdê musia³a powiedzieÌ widzom, którym obieca³am Dorna z Na³êczem, ¿e pose³ Dorn by³, ale wyszed³. No i zosta³.
RobiĂŚ dobre biaÂłe
"Bia³a" to wszystko, co prowadz¹c program, mówiê widzom. Ka¿d¹ bia³¹ piszê sama. Sugerujê swoim wstêpem, co w materiale najciekawsze i najwa¿niejsze, wybijam smaczki. Jako lektor mog³abym przeczytaÌ wszystko, jako dziennikarz - wy³¹cznie to, co sama napiszê. Prowadz¹cy "Fakty" to nie g³os plus twarz i niez³a marynarka, to osobowoœÌ. A ta musi byÌ w³asna. Czasem godzinê piszê jedno zdanie - zwykle pierwsze, bo jest najwa¿niejsze i uruchamia kolejne. Potrafiê siedzieÌ i kilka godzin s³uchaÌ, co siê dzieje w s³u¿bie zdrowia, czytaÌ artyku³y o spotkaniach lekarzy z NFZ-em, po czym usi¹œÌ i napisaÌ: "Fakty, Justyna Pochanke, witam paùstwa. Polityczne pogotowie w s³u¿bie zdrowia. Zamiast porozumienia lekarzy z NFZ-em jest pat i pytanie, czy za pata zap³ac¹ pacjenci, pukaj¹c do zamkniêtych przychodni 2 stycznia. Cena porozumienia to symboliczna z³otówka - z³otówka na wagê zdrowia. Marek Nowicki...". W tym miejscu ja znikam, Marek zaczyna autorski materia³.
PozbyĂŚ siĂŞ nawykĂłw dziennikarza radiowego
Radiowcy czĂŞsto Âświetnie sprawdzajÂą siĂŞ na wizji. Monika Olejnik, Krzysztof SkowroĂąski, Bogdan Rymanowski, Andrzej Morozowski - to radiowcy. GÂłosy, ktĂłre zyskaÂły, zamiast traciĂŚ na wizji. Lecz w prawie kaÂżdym radiowcu sÂą zwierzĂŞco radiowe cechy, ktĂłre trzeba w telewizji opanowaĂŚ. GwaÂłtowna gestykulacja i zbyt Âżywa mimika na wizji wypadajÂą fatalnie. Kamera przerysowuje te cechy - dlatego nie rÂączki w maÂłdrzyk, buzia w ciup i nie kamienna twarz. Ze spokojem, lecz naturalnie. Z powagÂą, ale bez przesady. Dla mnie w telewizji najtrudniejsza byÂła sztuka eliminacji tematĂłw. Zgodnie z telewizyjnÂą zasadÂą: nie ma zdjĂŞĂŚ, nie ma tematu. Do dziÂś, kiedy czytam, Âże kilkuletni chÂłopiec samochodzikiem na pedaÂły w wersji kabrio wybraÂł siĂŞ do babci mieszkajÂącej w Berlinie i jadÂąc prawidÂłowo, najwolniejszym prawym pasem autostrady, przejechaÂł dobrÂą godzinĂŞ, zanim wpadÂł w rĂŞce policji - to mi Âżal, Âże nie mogĂŞ o tym opowiedzieĂŚ w telewizji. A nie mogĂŞ, bo nikt nie ma zdjĂŞĂŚ.