Tydzień temu, do sobotniego wydania dziennika "Polska", w dodatku "Magazyn rodzinny" ukazał się wywiad z Maćkiem i jego żoną pod tytułem "Pierwszy, najważniejszy." Wywiady przeprowadzono z trzema popularnymi parami o pierwszym roku małżeństwa. Wywiad zupełnie na luzie, dosyć powierzchowny, wywlekający momentami zbyt dużo jak na dziennikarza newsowego, ale na pewno wielu z Was wciągnie. Pogoda za oknem nie sprzyja spacerkom na zewnątrz, więc lekturka idealnie na ten moment.
Polska/Magazyn rodzinny pisze:Pierwszy rok związku. To wtedy wszystko się układa, dopasowuje. Kto co sprząta, kto ściele łóżko. Kto ma więcej miejsca w szafie? Co możemy zaakceptować, a czego nie. Bo tak już będzie do końca. Życia albo związku. Gwiazdy zdradzają swoje sposoby na dotarcie się w małżeństwie.
Jak pedant z bałaganiarą
Maciej Mazur, dziennikarz "Faktów" TVN, lat 31. Żona Joanna, studentka psychologii, pracuje w biurze podróży, 24 lata. Staż małżeński: rok i miesiąc.
Maciej: Poznaliśmy się na przyjęciu u znajomego. Wpadłem na 15 minut, zostałem do świtu. Ślub wzięliśmy w ubiegłym roku, w czerwcu.
Joanna: Meble do mieszkania wybieraliśmy razem z mamą Macieja. Jest projektantką i architektem wnętrz.
M.: Dziś, jeśli coś kupujemy, to wspólnie. Musi być jednomyślność. Jak w Unii Europejskiej. Jeśli rezygnujemy z czegoś, to po równo. Żadna ze stron nie ma poczucia straty. Jak pojawi się dziecko, będziemy się nim zajmować pospołu.
J.: Kasę mamy wspólną.
M.: Ja decyduję o tym, ile odłożymy, ile zainwestujemy.
J.: Jak mi się spodoba jakaś bluzeczka, dzwonię do Maćka, a on mówi OK.
Odkurzam powierzchnie płaskie
J.: Jeśli chodzi o sprzątanie, to ustaliliśmy: moje są łazienki i kuchnia.
M.: Ja odkurzam powierzchnie płaskie, żona sprząta wypukłe. Sprzątam to, co suche. Mokra robota to specjalność Joanny. Śmieci wynoszę ja. To męskie zajęcie, podobnie jak odkurzanie. Naczynia zmywa zmywarka. Ja wkładam i wyjmuję, bo się boję, że żona coś uszkodzi. Jej nie kochają urządzenia elektryczne i elektroniczne o większym stopniu skomplikowania niż czajnik.
J.: Pralka mi raz wylała.
M.: Mnie się to jeszcze nie zdarzyło. Pralkę też więc ja nastawiam.
J.: Wtedy nastawiłam pralkę dobrze.
M.: Tak jej się wydawało. To wyjątek, który potwierdził, że to ja powinienem robić, a wszystko będzie w porządku.
Jakiś, cholera, kilim
J.: Mam więcej kosmetyków w łazience.
M.: Za dużo, muszę je przesuwać z mojej półki. Garderobę podzieliliśmy na pół. Szafy są dwie, jedna moja, druga jej.
J.: Zajmuję półtorej szafy. Garderoby - dwie trzecie.
M.: Kobiety bardziej się rozprzestrzeniają. Ale mamy biurko, na którym stoi wspólny komputer. Obywa się bez tarć.
J.: Lubię kupować drobiazgi. Popielniczki, garnuszki, ramki do zdjęć. Maciek strasznie tego nie lubi. M.: Chowam to, co Joanna kupuje.
J.: Dostaliśmy prezent z Meksyku.
M.: Jakiś, cholera, kilim, czy co? Ludowy wyrób.
J.: Powiedziałam: "Zobacz, jakie to ładne". No, może nie ładne, ale prezent. Chciałam powiesić.
M.: Po moim trupie.
J.: Leży zwinięty w kącie. I obraz babci chciałam powiesić. Maciek ma minę "nie za bardzo". Tu mu nie pasuje, tam też nie . Powiesiłam na bocznej ścianie.
Coś nie tak z krewetkami
M.: Mamy w jadalni stół na sześć osób. Siedzimy po jednej stronie obok siebie. Jemy przy nim śniadania. Ja wtedy przygotowuję się do pracy, więc włączam telewizorek. Śniadania od początku robi żona. Ja czasem w niedzielę. Kolację wspólnie, jeśli jemy w domu.
J.: Jeśli w restauracji, to Maciek ją wybiera. Ja natrafiam na dziwne rzeczy.
M.: Poszliśmy do restauracji rybnej. Joanna wybrała krewetki. Mówię, że coś z nimi nie tak. Za tanie i jest ich za dużo. Ale ona: "Nie, nie", i zamówiła. Kelner przynosi krewetki: na lodzie, zimne, nieobrane. Patrzące na nas z wyrzutem.
J.: Kelner zapytał, czy wszystko w porządku. A my: "Tak. Rachunek prosimy".
M.: Więc wolę sam wybierać.
J.: Nie udało mi się zmienić jego przyzwyczajeń żywieniowych. Nie lubi czosnku, cebuli, zapachu kiełbasy w lodówce. Ale przekonałam go do owoców morza.
M.: Z moimi kolegami umawiam się w pubie, nie w domu. Bo koledzy palą, a żona nie lubi, gdy palą. J.: A jak do mnie przychodzą koleżanki, to Maciek idzie na górę.
M.: Bo lepiej, gdy mężczyźni nie słuchają plotek.
J.: W związku trzeba trochę czasu spędzać oddzielnie.
M.: Mam zwyczaj z czasów kawalerskich, świętość nie do ruszenia, że co czwartek umawiam się na męskie piwo. Sami faceci, bar pachnący peerelowską siermięgą. Piwo tanie, dymu dużo.
J.: Szanuję to. Mam czas dla siebie. Albo się uczę, albo umawiam z koleżanką. Czekam na sygnał od Maćka i wtedy po niego jadę. Denerwuje mnie, że śmierdzi dymem. Wcześniej mówiłam: "Jak będziesz palił, to cię rzucę". Ale wiadomo, że to żart. Dziś nie walczę z nim, żeby podczas imprez nie palił.
Albo ją łaskoczę, albo dźgam
M.: Joannę denerwuje, że jestem pedantem.
J.: Bo ja, jak wchodziłam do domu, to kurtkę rzucałam, a nie wieszałam na wieszaku. Teraz, gdy powieszę, Maciek jest zadowolony. Cieszy się, uśmiecha.
M.: Też lubię, gdy Joanna jest zadowolona. Ostatnio, kiedy wróciłem z podróży służbowej, kupiłem jej kwiaty.
J.: Zaraz po ślubie zapytałam, czy go nie wkurza mój bałagan: tu płaszcz, tam buty, gdzie indziej kosmetyki. On na to: "A ciebie nie denerwuje robienie codziennie śniadania?". Mnie nie, bardzo to lubię. No to on stwierdził, że też lubi układać. Po posiłku od razu chowa brudne naczynia do zmywarki. Na pierwszej randce zaprosił mnie do domu, na spaghetti. Po zjedzeniu usiadłam na kanapie, czekając, że do mnie dołączy, a on… zabrał się za mycie naczyń. Taka miła chwila, a on przy garach.
M.: Nie lubię ich zostawiać. To ohydne. Podobnie ze śmietnikiem na biurku - jest niedopuszczalny. Gdy Joanna coś zostawi, wszystko trafia do szuflady zwanej bałaganik. Ale awantury najczęściej wynikają z tego, że ja coś powiem.
J.: Ostatnio kupiłam bluzeczkę. Piękna. Wychodziliśmy na spotkanie, włożyłam ją. A Maciek: "Wiesz, ale z paskiem było lepiej". Z jakim?! Przecież tam nie ma żadnego paska. A on : "Wygląda dziwnie. Jakby była ciążowa". Miałam ochotę go rozszarpać. Ale już się w nią nie ubrałam.
M.: Godzimy się w ten sposób, że ją podnoszę. Stosuję przemoc w ograniczonym zakresie. Albo ją łaskoczę, albo dźgam. Staram się szybko rozładować złą atmosferę.
J.: Z Maćkiem jest ciężko, bo on się nie obraża. Nie da się z nim pokłócić. Ja trzasnę drzwiami, rzucę czymś. Czasem on też czymś rzuci, by zrobić na mnie wrażenie. I to mu się udaje. M.: Chyba jesteśmy banalnym małżeństwem. Ale banalne małżeństwa się sprawdzają.