
Wykres powstały z danych GUS pięknie obrazuje to, jak nasz wspaniały rząd "walczy" i "walczył" z rosnącą inflacją i powinien być młotkowany tak solidnie jak słynne Fur Deutschland w TVPiS - cel ustawowy NBP osiągany był do marca... 2021 roku! (przypominam to 2,5% z odchyleniem +/- 1 procent). Na początku ubiegłego roku było to 9,4% przy stopie procentowej 2,25%. To ta linia między latami. Jest to tym bardziej ciekawe, bo jak zauważymy, inflacja rosła już mocno w 2021 roku, zatem PRZED inwazją Rosji na Ukrainę o której władza wiedziała już w listopadzie 2021 r., a która zaczęła się 24 lutego 2022 roku.
Wybuch wojny paradoksalnie pomógł władzy, bo pozwolił znaleźć łatwego "czarnego luda", na którego można było wszystko zrzucić. Zobaczcie, jak szybko rosły wskaźniki od ubiegłorocznej wiosny. Teraz mamy 17,5% przy stopie 6,75% ustalonej przy spotkaniu prezesa NBP z pewną panią przy molo w Sopocie. Czy tak zachowuje się poważne państwo? Warto dodać, że inflacja bazowa - zatem ta bez kosztów żywności i energii wyniosła 11,4% (dane z oficjalnej strony NBP).
Wszyscy to pewnie widzimy - nie zakładam, że jak prezesowi partii rządzącej robią nam zakupy i nie musimy chodzić do sklepów. Ale dla przykładu swojego - w mojej lokalnej poznańskiej piekarni, gdzie kupuje zwykły pszenny chleb baltonowski - kosztował 3,90 zł pod koniec zeszłego roku, teraz płacę 5,20 zł. Te dla diabetyków kosztują już 11 złotych, a były bodaj po 8! Bułka zwykła, która kosztowała 80 gr., teraz jest po 1,10 zł! I pan Glapiński śmie mi mówić że ceny pieczywa nie rosną?! A jakie są Wasze doświadczenia?