Justyna Pochanke
Moderator: Łukasz
-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
Eh no gdzie te czasy, że wątek Justyny był w czołówce w tej kategorii
Trzeba to naturalnie zmienić.
Fakt - makijaż w M24 ekstra, Fakty po Faktach - jak nie cierpię tego programu za jego niesłychaną w większości przypadków płytkość i prostotę zupełnie nie pasującą do TVN24 też prowadzone bardzo dobrze. Można przynajmniej dłużej podziwiać nienaganną figurę niewątpliwej gwiazdy TVN i TVN24


Fakt - makijaż w M24 ekstra, Fakty po Faktach - jak nie cierpię tego programu za jego niesłychaną w większości przypadków płytkość i prostotę zupełnie nie pasującą do TVN24 też prowadzone bardzo dobrze. Można przynajmniej dłużej podziwiać nienaganną figurę niewątpliwej gwiazdy TVN i TVN24


ZIMA
-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
Justyna w ''Pani'' Sesja bardzo fajna




Wywiad
Mam fantastyczną pracę, szczęśliwy dom. Osiągnęłam dojrzałość - mówi Justyna Pochanke.
Dom wyposażył mnie na życie bardzo bogato. Nie w pełen portfel, lecz w plecak pełen emocji, doświadczeń i wiedzy. Dużo w nim było miłości, ale też dość rygorystycznych zasad. Tworzyliśmy tzw. włoską rodzinę, w której bardzo szybko wybuchały burze, lecz równie szybko mijały i nikt długo nie nosił w sobie urazy. Nie było między nami tajemnic, ale każdy miał prawo do prywatności. Mama to żelazna ręka, cudowne serce i fantastyczna głowa. Mądra, bystra, dowcipna i bardzo silna. Znajomi się dziwią, jak często i jak mocno do dziś ingeruje w moje życie. Ale ja jej dałam do tego stuprocentowe prawo, bo sama cały czas bardzo dużo od niej biorę. Zwierzam się jej, bo wiem, że mnie zrozumie, pomoże mi, doradzi. Nigdy mnie nie krytykowała i nie potępiała. Mamy bardzo podobne charaktery. Oprócz tego, że się kochamy, po prostu się przyjaźnimy.
U Pochanków pewnych rzeczy się nie robiło. Nie mogłam wyjść z domu bez podania dokładnego adresu, a nawet telefonu osoby, z którą się spotykałam. Pamiętam, że jako 14-latka wycięłam rodzicom straszny numer. Miałam wyjść na dwie godziny, a zniknęłam na cały dzień. Poszłam ze znajomymi na wystawę psów, czas przestał się liczyć. Wróciłam wieczorem. Moi rodzice odchodzili od zmysłów. Mama postanowiła mnie dotkliwie ukarać i zarządziła: „Obcinamy grzywkę o dwa centymetry”. To był dramat, bo nie znosiłam krótkiej. Na szczęście mi darowała, ale od tego czasu miałyśmy umowę: pół godziny spóźnienia – obcinamy centymetr grzywki. Nieludzkie? Skuteczne, a traumy nie mam. Ta symboliczna grzywka na długo wbiła mi do głowy, że nie o punktualność wyłącznie chodziło. Również o żelazną zasadę: nie funduj bliskim niepotrzebnych nerwów.
Długo mieszkałam z rodzicami, późno zaczęłam sama wyjeżdżać na wakacje. W drugiej klasie liceum dostałam po raz pierwszy zgodę na samodzielny wypad z przyjaciółką do Zakopanego. Moja mama i jej babcia ustaliły, ile dziennie potrzebujemy pieniędzy na przeżycie. Pamiętam jak dziś, że to było 5,50 zł. Obie panie uzgodniły, że będziemy jadać w konkretnym barze mlecznym, kwaterę miałyśmy opłaconą. Regularnie wykonywane były telefony sprawdzające, a na miejscu pilnowała nas gaździna. Oczywiście raz nie upilnowała. Poszłyśmy do knajpy i zamówiłyśmy po 250 gramów ajerkoniaku, bo nie znałyśmy się na miarach. Nie byłyśmy w stanie go wypić, żal było zostawić, więc wlałyśmy do butelki po śmietanie i zabrałyśmy na wynos. W dodatku wydałyśmy na to naszą trzydniową sumę na jedzenie.
Byłam bardzo gadatliwym dzieckiem, potem rozdyskutowaną nastolatką. Za rozmawianie na lekcjach miałam obniżane stopnie ze sprawowania. Nie potrafiłam wysiedzieć 45 minut w ciszy, ale uczyłam się dobrze. Bardzo szybko zrozumiałam, że jestem humanistką i w matematyce jedyne, co jestem w stanie osiągnąć, to kompletne dno. Nie wywijałam strasznych numerów, od czasu do czasu zafundowałam sobie wagary, ale zawsze na nich wpadałam. Na przykład podczas ucieczki ze szkoły wchodziłam na przejściu dla pieszych prosto pod samochód mojej mamy. Kłamstwo miało w moim przypadku krótkie nogi.
Przez osiem lat byłam jedynaczką i zdążyłam się tym nacieszyć. Mój brat urodził się w odpowiednim momencie – byłam już na tyle duża, że stał się dla mnie prezentem od losu. Opiekowanie się nim sprawiało mi frajdę. Do czasu. Dla nastolatki bardzo naturalnie stał się obciążeniem. Chwilowym, ale dość uciążliwym.
Przychodziły do mnie koleżanki, a on zasypiał w szafie, podsłuchując. Wściekła wyciągałam go stamtąd za włosy. Dziś kocham go nad życie. To dorosły, prawie 30-letni facet, który jest moim ogromnym przyjacielem, na jego pomoc zawsze mogę liczyć.
Gadulstwo przydało mi się w ósmej klasie szkoły podstawowej. Sąsiadka Kasia Szulc, która występowała w telewizji w „5-10-15”, powiedziała mi, że w programie powstaje okienko newsowe, Shortpress, i szukają sprawnych gaduł. Casting prowadziła Bożena Walter. Sprawdziła, czy nie wystraszę się świateł, czy wyglądam naturalnie i czy mam dobrą dykcję. Powtarzałam kwestie: „Stół z powyłamywanymi nogami”, „Sasza sobie szosą szedł”. I dostałam się. Pierwszy wywiad robiłam z Bartkiem Opanią. Nagrania odbywały się w weekend poprzedzający emisję. Miałam długie do pasa blond włosy, pożyczyłam od mamy za dużą o dwa rozmiary marynarkę z poduszkami, żeby poważniej wyglądać. Nikt nie pracował nad naszymi wizerunkami. Mnie puszczono na wizję tak, jak stałam. A stałam i wyglądałam czasem dość zabawnie. W następnym tygodniu zasiadłam przed telewizorem, żeby się obejrzeć, a tam… ogromny, gadający stóg siana! Nawet twarzy nie było widać, bo rozpuściłam włosy i mi ją zasłoniły. Potem już było lepiej. W „5-10-15” zostałam do trzeciej klasy liceum, ale to nie zaważyło na późniejszym wyborze zawodu.




Wywiad
Mam fantastyczną pracę, szczęśliwy dom. Osiągnęłam dojrzałość - mówi Justyna Pochanke.
Dom wyposażył mnie na życie bardzo bogato. Nie w pełen portfel, lecz w plecak pełen emocji, doświadczeń i wiedzy. Dużo w nim było miłości, ale też dość rygorystycznych zasad. Tworzyliśmy tzw. włoską rodzinę, w której bardzo szybko wybuchały burze, lecz równie szybko mijały i nikt długo nie nosił w sobie urazy. Nie było między nami tajemnic, ale każdy miał prawo do prywatności. Mama to żelazna ręka, cudowne serce i fantastyczna głowa. Mądra, bystra, dowcipna i bardzo silna. Znajomi się dziwią, jak często i jak mocno do dziś ingeruje w moje życie. Ale ja jej dałam do tego stuprocentowe prawo, bo sama cały czas bardzo dużo od niej biorę. Zwierzam się jej, bo wiem, że mnie zrozumie, pomoże mi, doradzi. Nigdy mnie nie krytykowała i nie potępiała. Mamy bardzo podobne charaktery. Oprócz tego, że się kochamy, po prostu się przyjaźnimy.
U Pochanków pewnych rzeczy się nie robiło. Nie mogłam wyjść z domu bez podania dokładnego adresu, a nawet telefonu osoby, z którą się spotykałam. Pamiętam, że jako 14-latka wycięłam rodzicom straszny numer. Miałam wyjść na dwie godziny, a zniknęłam na cały dzień. Poszłam ze znajomymi na wystawę psów, czas przestał się liczyć. Wróciłam wieczorem. Moi rodzice odchodzili od zmysłów. Mama postanowiła mnie dotkliwie ukarać i zarządziła: „Obcinamy grzywkę o dwa centymetry”. To był dramat, bo nie znosiłam krótkiej. Na szczęście mi darowała, ale od tego czasu miałyśmy umowę: pół godziny spóźnienia – obcinamy centymetr grzywki. Nieludzkie? Skuteczne, a traumy nie mam. Ta symboliczna grzywka na długo wbiła mi do głowy, że nie o punktualność wyłącznie chodziło. Również o żelazną zasadę: nie funduj bliskim niepotrzebnych nerwów.
Długo mieszkałam z rodzicami, późno zaczęłam sama wyjeżdżać na wakacje. W drugiej klasie liceum dostałam po raz pierwszy zgodę na samodzielny wypad z przyjaciółką do Zakopanego. Moja mama i jej babcia ustaliły, ile dziennie potrzebujemy pieniędzy na przeżycie. Pamiętam jak dziś, że to było 5,50 zł. Obie panie uzgodniły, że będziemy jadać w konkretnym barze mlecznym, kwaterę miałyśmy opłaconą. Regularnie wykonywane były telefony sprawdzające, a na miejscu pilnowała nas gaździna. Oczywiście raz nie upilnowała. Poszłyśmy do knajpy i zamówiłyśmy po 250 gramów ajerkoniaku, bo nie znałyśmy się na miarach. Nie byłyśmy w stanie go wypić, żal było zostawić, więc wlałyśmy do butelki po śmietanie i zabrałyśmy na wynos. W dodatku wydałyśmy na to naszą trzydniową sumę na jedzenie.
Byłam bardzo gadatliwym dzieckiem, potem rozdyskutowaną nastolatką. Za rozmawianie na lekcjach miałam obniżane stopnie ze sprawowania. Nie potrafiłam wysiedzieć 45 minut w ciszy, ale uczyłam się dobrze. Bardzo szybko zrozumiałam, że jestem humanistką i w matematyce jedyne, co jestem w stanie osiągnąć, to kompletne dno. Nie wywijałam strasznych numerów, od czasu do czasu zafundowałam sobie wagary, ale zawsze na nich wpadałam. Na przykład podczas ucieczki ze szkoły wchodziłam na przejściu dla pieszych prosto pod samochód mojej mamy. Kłamstwo miało w moim przypadku krótkie nogi.
Przez osiem lat byłam jedynaczką i zdążyłam się tym nacieszyć. Mój brat urodził się w odpowiednim momencie – byłam już na tyle duża, że stał się dla mnie prezentem od losu. Opiekowanie się nim sprawiało mi frajdę. Do czasu. Dla nastolatki bardzo naturalnie stał się obciążeniem. Chwilowym, ale dość uciążliwym.
Przychodziły do mnie koleżanki, a on zasypiał w szafie, podsłuchując. Wściekła wyciągałam go stamtąd za włosy. Dziś kocham go nad życie. To dorosły, prawie 30-letni facet, który jest moim ogromnym przyjacielem, na jego pomoc zawsze mogę liczyć.
Gadulstwo przydało mi się w ósmej klasie szkoły podstawowej. Sąsiadka Kasia Szulc, która występowała w telewizji w „5-10-15”, powiedziała mi, że w programie powstaje okienko newsowe, Shortpress, i szukają sprawnych gaduł. Casting prowadziła Bożena Walter. Sprawdziła, czy nie wystraszę się świateł, czy wyglądam naturalnie i czy mam dobrą dykcję. Powtarzałam kwestie: „Stół z powyłamywanymi nogami”, „Sasza sobie szosą szedł”. I dostałam się. Pierwszy wywiad robiłam z Bartkiem Opanią. Nagrania odbywały się w weekend poprzedzający emisję. Miałam długie do pasa blond włosy, pożyczyłam od mamy za dużą o dwa rozmiary marynarkę z poduszkami, żeby poważniej wyglądać. Nikt nie pracował nad naszymi wizerunkami. Mnie puszczono na wizję tak, jak stałam. A stałam i wyglądałam czasem dość zabawnie. W następnym tygodniu zasiadłam przed telewizorem, żeby się obejrzeć, a tam… ogromny, gadający stóg siana! Nawet twarzy nie było widać, bo rozpuściłam włosy i mi ją zasłoniły. Potem już było lepiej. W „5-10-15” zostałam do trzeciej klasy liceum, ale to nie zaważyło na późniejszym wyborze zawodu.
Re: Justyna Pochanke
Oj nigdy nie myślałem, że to napisze ale dzisiejsze Fakty po Faktach w wykonaniu Justyny bardzo mi się nie podobały. I to nie dobór tematów a sposób prowadzenia przez główną Bohaterkę tego wątku. Notoryczne przerywanie Prezydentowi Kwaśniewskiemu w środku zdania, pomyłka przy imieniu szefa odpowiedzialnego za stadiony Pana Borowskiego...Oj Pani Justyna chyba o wakacjach myśli 

ZIMA
-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
Wczoraj jadę sobie rowerem i mijam jakiś samochód nawet nie wiem jaka to marka bo pierwszy raz ją widziałem na oczy . A model uwaga POCHANKE. 

-
- Czasem tu wpada
- Posty: 236
- Rejestracja: sobota 26 lip 2008, 23:21
Re: Justyna Pochanke
Jest dobra, ale ostatnio trochę przesadza w podgrzewaniu emocji. Jej zapowiedzi to gry słowne lub wierszyki
.

-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
Też mi się to nie podoba. Chce być interesująca jak Porada trochę jej to nie wychodziskorupa2006 pisze:Jest dobra, ale ostatnio trochę przesadza w podgrzewaniu emocji. Jej zapowiedzi to gry słowne lub wierszyki.
Re: Justyna Pochanke
Jak czytam takie teorie spiskowe, że ktoś przez czyjąś (tutaj: rodzinną) protekcję robi awans w pracy, to nóż w kieszeni mi się otwiera. Rozumiem, że można nie lubić Justyny, rzecz gustu. Ale po co od razu rzucać tezy, że pozycje zawdzięcza tylko i wyłącznie mężowi?! To co ona urwała się z choinki, zapomnieliście już, że zanim trafiła do Faktów, to mocno sobie na to zapracowała rzetelną pracą w TVN24?! Nie, no pewnie to takie modne zarzucać komuś nepotyzm, i jeszcze zakładać, że jej córka tez już ma ustawiony dzięki temu start.pop/wątek:Paulina Drapała pisze:W końcu Pochanke też niemal z dnia na dzień stała się twarzą "Faktów", a chwilę później wzięła ślub z ich ówczesnym szefem. Gdyby nie wysoka pozycja Pieczyńskiego w TVN, to Durczok zapewne już dawno by sobie z nią "poradził". A tak niestety nadal gra i zapewne jeszcze przez długi czas będzie "grać na nerwach" wielu widzów. Córeczka też pewnie bez większych problemów, ba!, bez studiów stanie się twarzą TVN24.
Re: Justyna Pochanke
Nika, zawsze tak było jest i będzie-wystarczy poczytać moje boje w tej sprawie z Black Jackiem-jednak w końcu do porozumienia doszliśmy
. Argumentowanie, że Justyna stała się jedną z kilku gwiazd TVN dzięki mężowi jest śmieszne. Pomijam fakt, że mieszanie córki, kilkuletniego dziecka i ustawianie mu już życia po prostu jest niesmaczne. Justyna stała się gwiazdą jeszcze gdy o Durczoku nikt nie słyszał. To relacje z zamachu na WTC wykreowały gwiazdę Pochanke a nie Pieczyński. I zastanawiam się na co lub na kogo gdyby Justyna nie była żoną A.Pieczyńskiego zwalano by winę za Jej pozycję w Faktach :?
A co do grania na nerwach - ja jak Fakty prowadzi Durczok zwyczajnie ich nie oglądam.

A co do grania na nerwach - ja jak Fakty prowadzi Durczok zwyczajnie ich nie oglądam.
ZIMA
-
- Fanatyk :)
- Posty: 6125
- Rejestracja: sobota 19 maja 2007, 00:21
- Lokalizacja: warszawa
-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
Ona jest tak chuda, że wygląda jak anorektyczka.
Re: Justyna Pochanke
to co powiedziec o pogodynkach...piotrek888 pisze:Ona jest tak chuda, że wygląda jak anorektyczka.
-
- Fan Forum
- Posty: 2727
- Rejestracja: wtorek 23 sty 2007, 08:23
- Kontakt:
Re: Justyna Pochanke
http://dziendobrytvn.plejada.pl/25,1281 ... detal.html
Fajnie sięgnąć takiej gwiazdy i być w takim miejscu a, że Justyna pali nawet nie wiedziałem
Fajnie sięgnąć takiej gwiazdy i być w takim miejscu a, że Justyna pali nawet nie wiedziałem
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot], Klaus, Semrush [Bot] i 9 gości